27 kwietnia 2010

Bóg, który umarł

Cytaty z książki Mitologia chrześcijaństwa: Kryzys wiary chrześcijańskiej (Rosa Peter de)

Część 1

Zostałem wychowany jako angielski katolik. Bolałem nad tym, że tak wielu moich współziomków nie nawrócić należało do mojego Kościoła; bardzo chciałem ich nawrócić na pełnię prawdy, którą posiadał mój Kościół. Wierzyłem, że ten Kościół, dzięki woli Chrystusa, która rozciąga się na wszystkie czasy, jest nieomylny, zwłaszcza w osobie papieża, który jest także jego najwyższym zarządcą.
Przyjmowałem, że prawdy, którymi żyją wszyscy chrześcijanie, są spisane w Biblii, a zwłaszcza w czterech Ewangeliach interpretowanych przez żywe świadectwo (lub tradycję) Kościoła.
Ewangelie są natchnione przez Boga i on, ich główny autor, gwarantuje, że nie ma w nich błędu. Są one komplementarnymi biografiami Jezusa, spisanymi przez samych naocznych świadków lub na podstawie podanych przez nich informacji. Są one dosłownie „prawdą ewangeliczną” do tego stopnia, że gdyby Jezus nie czynił cudów, które były niewytłumaczalne naturalnymi pojęciami, gdyby sam nie zmartwychwstał, gdyby jego grób nie był pusty w dzień Wielkanocy, wiara upadłaby. Świat nie zostałby odkupiony.
Dla tych, którzy nigdy nie czuli potrzeby kwestionowania tych prawd mam szczerą radę – ta książka nie jest dla was. Uważam się za chrześcijanina, oddanego jeśli nie szczególnie pobożnego. To, co chcę tu zrobić, to nie występować przeciw prawdzie, ale przeciw dosłowności konkretnych tez, o których właśnie wspomniałem.
Ta książka jest dla współczesnych chrześcijan, którzy mają przykre poczucie bycia tworami dwupostaciowymi, na kształt ziemnowodnych zwierząt. Większość czasu żyją w oceanie wciąż zmieniającego się świata, a w niedziele i wtedy, gdy się modlą, opuszczają swój normalny żywioł, by odpocząć, skołatani i ogłupiali, na wiecznej opoce. Przez sześć dni tygodnia myślą jak ludzie dwudziestego wieku, a w dzień wolny jak Semici z I wieku. (opis z okładki)

Schweitzer miał odwagę powiedzieć to, co wiedziało wielu dawnych i obecnych uczonych chrześcijańskich, ale nie śmieli tego wykazać. Po wszystkich badaniach „historyczny Jezus będzie dla naszych czasów obcy i zagadkowy”, nawet obraźliwy dla religii. Sądzimy, że odrzuciliśmy wszystkie kajdany teologii tylko po to, by stwierdzić, że „On nie pozostaje; on przechodzi przez nasz czas i przechodzi do powraca do swego własnego”. Bo prawdziwy Jezus widział, zakładał, wierzył, przewidywał rzeczy, które są nam całkowicie obce. Tylko nasza niezauważona tendencja do wykuwania naszych własnych obrazów Jezusa, do interpretowania Ewangelii według naszych bieżących potrzeb, czyni nas ślepymi na ten niszczycielski fakt.
Schweitzer zakonkludował: podczas gdy duch Jezusa jest dla nas atrakcyjny, to jego ucieleśnienie w człowieku z Nazaretu nie leży w naszym guście.
Podejrzewam, że nikt nie byłby bardziej zaskoczony niż sam Jezus, myślą, że mógłby pewnego dnia być przedstawiany na ikonach i krucyfiksach. Że będzie symbolizowany w chlebie, przed którym miliony niemojżeszowych będą klęczeć w adoracji. Że będzie obiektem modlitw i kontemplacji z zamkniętymi oczyma. Kimś, o kim będzie się pisać rzadko zrozumiałe prace doktorskie, choć on sam nigdy nie miał świadectwa stwierdzającego, by chodził do szkoły. Boskością, o której będzie się głosić długie, napuszone kazania.
Podejrzewam także, że gdyby rzeczywisty Jezus ponownie pojawił się na ziemi, kościoły mogłyby się natychmiast zekumenizować. Wspólnie agitowałyby za przywróceniem kary śmierci, tak by można go było drugi raz uśmiercić. (str. 11-12)

Rzeczywista prawda musi niepokoić i ranić. Wiara nie powinna być zmumifikowana w postaci doktryn i katechizmów. Dogmaty są przesądami otoczonymi nimbem; są to opinie silnych narzucane słabym. (str. 13)

Życie jest o wiele za krótkie, by tracić czas na czytanie książek, o których po przekartkowaniu wiemy, że nic nam nie dadzą. Żeby się czegoś nauczyć, musimy potknąć się na stopniu schodów, tak żeby nami wstrząsnęło, a przynajmniej żebyśmy coś zauważyli. Więcej sensu ma przeczytanie jednej książki, która zmieni choć jedno założenie, jedną ustaloną ideę, niż przeczytanie dwudziestu które pozostawią nas takimi, jakimi jesteśmy. Musimy polować na to, co profesor Maitland nazwał „tym drobnym szczegółem, który czyni różnicę”. Jedna mała zmiana akcentu, czy o pół stopnia zmieniony punkt widzenia, mogą wymusić całkowite przewartościowanie ustalonych przekonań. (str. 14)

Niestety większość wiernych używa rozumu do wszystkiego z wyjątkiem religii. Włącznie z klerem. Często mówi się, że chrześcijaństwo niczego nie boi się bardziej niż seksu. Uważam inaczej. Zawsze o wiele bardziej obawiało się inteligencji.
Myśl komplikuje. Oto dlaczego chrześcijaństwo karało ludzi za nieczystość, ale mordowało ich za herezję. Oto dlaczego kościoły niezmordowanie propagują świadomość moralną, ale rzadko świadomość intelektualną. Nigdy nie przestają chwalić człowieka wiary, zapominając, że żaden postęp nie dokonał się bez człowieka wątpiącego. Pomijają milczeniem fakt, że podczas gdy wiara jest strażniczką przeszłości, tylko sceptycyzm otwiera drogę do przyszłości. (str. 14)

Richard Rubinstein napisał w „Podejściach do Oświęcimia”: „Oświęcim zabił Boga”. Rozumiał pod tym podejściem Boga z Biblii, Pana historii, zbawcę i opiekuna ludu Izraela. Odtąd egzystencja nie jest określana przez kochającego Stwórcę, lecz przez świętą Nicość, uświęconą pustkę. „Jesteśmy samotni, mówił, w cichym, nieczułym kosmosie”.
Czy trzeba Oświęcimia, żeby nas tego nauczyć? Wie o tym każdy rodzic, którego dziecko zostało ofiarą wypadku samochodowego, czy bezsensownej masakry. Podobnie jak każdy chrześcijanin, gdy przypomni sobie ukrzyżowanie. (str. 22)

Trudno jest reaktywować początkowy „skandal” z krzyżem. Dla Żydów, była to klątwa, dla Greków wstrętne oszustwo. Rzymianie przybijali do krzyża tylko kryminalistów niższego stanu. Takim był Jezus: Żydem, prowincjonalnym Żydem. Rzymianie lubili te klątwę: „żeby cię przybito do krzyża”. Dla kogoś takiego nie było zbawienia. Ukrzyżowanie było metodą niecywilizowaną. Chrześcijanie, którzy widzieli Boga w ukrzyżowanym galilejskim Żydzie, byli po prostu ateistami i barbarzyńcami. Próbowali zepsuć religię.
W imię Jezusa teologowie odnowili religię. Ucywilizowali Jezusa i jego krzyż. Przedstawiają Jezusa, który jest tak doskonały, jakby był nieludzkim i udomowionym Bogiem, który wkracza, by rozsądzić co jest sprawiedliwe, a co nie, zło zaś dobrem zwycięża. (str. 23)

Nie sądzę, by jakikolwiek argument mógł udowodnić istnienie lub nieistnienie Boga. Dlatego właśnie mówimy, że Bóg jest Tajemnicą. Ja wierzę w Boga, ale to już całkiem inna sprawa. By użyć słów Lutra, albo się przyjmuje wiarę, albo nie. Ja przyjąłem; ja wierzę.
Dawniej łatwo było wyobrazić sobie, że świat powstał dzięki boskiej interwencji około 6000 lat temu. Od samego początku człowiek stanowił centrum tego wszechświata, rodzaj głównego aktora na scenie kosmosu. Na niego i dla niego świeciło słońce.
Dziś taki pogląd jest nie do przyjęcia. (str. 27)

Dlaczego w ogóle potrzebny jest nam Bóg? Istnieje tyle odpowiedzi, ilu wierzących. Prawdopodobnie większość ludzi jest deistami, ponieważ nie mogą znieść konsekwencji niewiary. Ateizm zabija nadzieję, ufność, zrozumiałość, celowość, przezorność, więzy międzypokoleniowe, dobroć ludzi, którzy cisi i niewidzialni oddają swe życie innym. Zabija nawet umarłych. (str. 28)

Wszystkie wielki religie twierdzą, że nie znamy Boga. Bóg znany nie jest Bogiem prawdziwym, lecz bałwochwalstwem. Pokora, jak twierdził Sokrates, nie daje więcej wiedzy niż duma; tylko ludzie pokorni, uznający ograniczenia swojej wiedzy, wyznają mniej bożków. Wiedzieć, że nasza ignorancja nie jest wiedzą, jest lepiej niż przyjmować, że nasza ignorancja jest wiedzą. (str. 31)

Teolodzy bywają gadatliwymi profesorami Boga. Ale najlepsi z nich dopuszczają, że Bóg jest niepoznawalny, nawet jeśli często o tym zapominają. Samo słowo „teolog” jest sprzecznością, brzmi jak „wierzący ateista”. Jak może istnieć nauka o Bogu, który jest nieznany i niepoznawalny? Darwin twierdził, że człowiek nie może poznać umysłu Boga, podobnie jak pies nie potrafi zgłębić rozumowania Newtona.
Tomasz z Akwinu często pisał, że nie wiemy nie czym Bóg jest, lecz czym Bóg nie jest. O wielkości ludzkiego umysłu świadczy, że wiemy iż nie wiemy czym jest Bóg. Jego myśl z końcowego etapu życia „Cała moja wiedza o Bogu to słoma” stanowiła uznanie, że nie da się o Bogu powiedzieć nic. Zaprzestał pisania teologii, gdy ostatecznie pojął, co wygadywał przez całe akademickie życie. (str. 32)

Każdą wypowiedź teologiczną powinien poprzedzać wstęp: „Nie wiem o czym mówię”. (str. 34)

Kościół musi nam mówić o naszej wielkości i możliwościach jako panów Ziemi. Bezreligijna religia będzie tą, która istnieje nie sama dla siebie, lecz dla całego świata, taką, która wychwala życie i nadzieję.
Wciąż żyje wielu religijnych chrześcijan, wśród nich większość biskupów i papieży, którzy nie słyszeli dobrej nowiny: Bóg umarł. Jedynym Bogiem, który umarł, jest Bóg, który nigdy nie żył, Bóg jedynie prawdziwy.
Odszedł jedynie Bóg straszliwej alternatywy: „kochaj mnie, albo kochaj ludzkość. Miłuj ten świat albo następny”. Jesteśmy wybawieni od religii, która zabija, której w końcu udało się zabić swego własnego Boga.
Bóg który ma imię, jest bluźnierstwem. Bóg nie ma imienia; Bóg ma tysiąc imion. (str. 35)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz