Witchcraft

Pamiętam z podstawówki, jak nasza plastyczka opowiadała z wielką swadą o początkach swojego pobytu w Szczucinie. Jej mąż, będąc młodym lekarzem na rubieży, nawracał mieszkańców okolicznych wsi na racjonalną medycynę, wycinał ostatnie kołtuny (po łacinie Plica polonica) i szczepił dzieci przeciw polio.

Dziś nie żyje już pani plastyczka, kilka lat temu umarł też jej mąż, natomiast do Szczucina sprowadziła się czarownica.
Nie taka zwykła, wiejska szeptucha odczyniająca uroki, ale nowoczesna, z elektronicznymi bajerami; w końcu od niemal dwóch lat jesteśmy z powrotem mieszczuchami.

Dostałem ulotkę, w której czarownica reklamuje swoje usługi, pod nazwą "gabinetu naturoterapii i salonu urody". Co prawda nie ma w ofercie uroków na sąsiada, ani eliksirów miłosnych, ale pośród tipsów, peelingów, liftingów, ultradźwięków i różnych rodzajów masaży można znaleźć też:

- świecowanie uszu świecami Hoopi (to chyba krewni Indian Hopi, którzy to ze świecami Indian Hopi nie mają wbrew pozorom nic wspólnego),
- biomasaż energetyczny, czyli "subtelny dotyk, który wpływa zarówno na ciało fizyczne, jak i na wszystkie poziomy ciał energetycznych człowieka",
- bioenergoterapię, której nikomu nie trzeba przedstawiać,
- reiki,
- uwalnianie blokad energetycznych,
- czakroterapię,
- leczenie skóry za pomocą szerokiego spektrum kolorów (!)
- detoksykacja,
- i oczywiście psychologiczne doradztwo w zakresie problemów osobistych, rodzinnych i zdrowotnych.


Zapomniałbym dodać. Pani czarownica, chciała miesiąc temu wynająć gabinet pod działalność w ośrodku zdrowia, gdzie na szczęście jej odmówiono. Choć może trochę szkoda, bo myślę, że dogadałaby się z naszym lekarzem homeopatą.