15 lutego 2012

Wytrwaj ateisto

Kilka dni temu ukazał się w Gazecie Wyborczej artykuł Katarzyny Wiśniewskiej dotyczący tzw. "świeckiej apostazji". O samym wystąpieniu świeckim pisałem miesiąc temu, a dziś chciałbym odnieść się do rozmowy z o. Tomaszem Dostatnim.
Dominikanin zapytany o powody opuszczania Kościoła odpowiada, że wynika to z rozczarowania instytucją kościelną, jej zaangażowaniem w politykę, skandalami seksualnymi i ostentacyjnym bogactwem (nie wspomnę o grzechu i słabości, które są winą występcy). "Tak rozpoznaje to Kościół w swoim nauczaniu."
Ojciec Dostatni nie mówi nic o najważniejszym (w moim przekonaniu) powodzie występowania z Kościoła, a mianowicie niewierze. Być może nie dopuszcza do siebie myśli o istnieniu ateistów, być może pomija ich istnienie celowo. Ponieważ w jego przekonaniu wiara nie może umrzeć, wiara "może być zmęczona, uśpiona. A zerwanie z Kościołem to zerwanie z żywym źródłem wiary." Bo przecież jak już sobie taka wiara dobrze odpocznie, to hej! (sokoły) i jezusmaria.
Istnieje też możliwość, że źle oceniam ojca Dostatniego, który rzeczywiście nigdy nie słyszał o ateistach, nigdy nie spotkał ateisty, ani mu przez głowę nie przemknęła myśl o tym, że ktokolwiek może przestać wierzyć we wszystkomającego (trój)Pana Absoluta, na którego istnienie nie ma żadnych racjonalnych dowodów. (Choć wtedy pod gigantycznym znakiem zapytania stanęłaby sensowność przepytywania tego zakonnika jako specjalisty od apostazji.)
Co ma robić, według ojca Tomasza, człowiek w Kościele "pomimo wątpliwości czy osłabienia praktyk religijnych"? Trwać.
K. mać.

5 komentarzy:

  1. Dokładnie tak. Ja wypisywałam się z Kościoła dlatego, że przestałam wierzyć w Boga/bogów i uważałam za nieuczciwa dalsza przynależność do tej instytucji. Zupełnie nie chodziło mi o rozczarowanie instytucją kościelną, jej zaangażowanie w politykę, skandale seksualne i ostentacyjne bogactwo. Bo nawet gdyby Kościół był instytucja uczciwą, sympatyczną, otwartą to nie zmieniałoby to podstawowego faktu, że jest wspólnotą dla osób wierzących. A ja jestem niewierząca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że o. Dostatni do pewnego stopnia ma rację. To znaczy, w relacji człowieka z Kościołem występują dwa aspekty -- intelektualno-światopoglądowy i emocjonalny. I oficjalna apostazja, to przede wszystkim kwestia tego drugiego (zarówno dlatego, że ateista może machnąć ręką na wystąpienie z Kościoła i zwyczajnie nie brać udziału w praktykach religijnych; jak i dlatego, że z Kościoła można wystąpić wierząc w Boga...).

    PS.
    A że Kościół ma problem ze zrozumieniem ateizmu, to inna sprawa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Religię mamy na tyle głęboko zakorzenioną w społeczeństwie, że niektórzy chyba nie dopuszczają do siebie myśli, że w boga można nie wierzyć. Nic dziwnego, że duchowni ateizm traktują raczej jako wymówkę, a nie bezpośrednią przyczynę odejścia z kościoła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niektórzy zdają się nie wierzyć w istnienie ateistów, gdyż pogląd, że boga nie ma, wydaje im się zbyt dziwaczny, by mógł być wyznawany przez kogokolwiek. Zdaniem owych niedowiarków, ateizm jest jedynie udawanym pozorem, którego źródłem są zwykle pozamerytoryczne przesłanki: wrogość do kościoła, utrata nadziei lub moralny upadek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto wie, może bakterie tlenowe nie wierzą w beztlenowe, no bo jak tak można, bez tlenu?!

    OdpowiedzUsuń