Dzwonek do bramki. Za ogrodzeniem stoją dwie matrony w wieku moherowym i machają żeby podejść do płota, jako i one podeszły.
- Tak, słucham?
- Pan jest synem pana Sz.? Jest pan Sz.? Może pan zawołać pana Sz.? - zawołały jedna przez drugą.
Ojciec był, ale mocno zajęty, więc zawracać mu dupy nie chciałem.
- Niestety nie ma. Czy coś przekazać?
- Zbieramy pieniądze na pielgrzymów. Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów. - powiedziała niska i gruba.
Dobrze mnie babcia uczyła, że kłamstwo, nawet małe, nie popłaca. Najlepiej byłoby zawołać ojca, ale trudno, zgrywam głupa.
- Jakich pielgrzymów?
Panie popatrzyły po sobie. "Głupek jakiś" - mówił wyraz ich twarzy.
- No, pielgrzymka do Częstochowy niedługo będzie i my zbieramy na pielgrzymów. Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów. - kiwając zachęcająco głową powiedziała wysoka i chuda.
- Dobrze, przekażę, że panie były. - próbuję, a nuż sobie pójdą.
- A to nie lepiej od razu dać? Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów, może nam pan wierzyć. A my już drugi raz tędy nie będziemy szły. Trzeba będzie zanieść pieniądze na parafię.
- ... - zatkało mnie.
- Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów - zagdakała niska.
- Przykro mi, ale JA nie daję na pielgrzymów. Do widzenia.
***
- Kto to był? - zapytał ojciec.
- Jakieś dwa mohery zbierały pieniądze na pielgrzymów. Powiedziałem, że cię nie ma.
- Trzeba było dać chociaż dziesiątkę. Teraz będę musiał zanieść pieniądze na parafię.
hihi, rodzice miewają swoje mroczne tajemnice :)
OdpowiedzUsuń