2 sierpnia 2010

Scenka sytuacyjna

Dzwonek do bramki. Za ogrodzeniem stoją dwie matrony w wieku moherowym i machają żeby podejść do płota, jako i one podeszły.

- Tak, słucham?

- Pan jest synem pana Sz.? Jest pan Sz.? Może pan zawołać pana Sz.? - zawołały jedna przez drugą.

Ojciec był, ale mocno zajęty, więc zawracać mu dupy nie chciałem.

- Niestety nie ma. Czy coś przekazać?

- Zbieramy pieniądze na pielgrzymów. Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów. - powiedziała niska i gruba.

Dobrze mnie babcia uczyła, że kłamstwo, nawet małe, nie popłaca. Najlepiej byłoby zawołać ojca, ale trudno, zgrywam głupa.

- Jakich pielgrzymów?

Panie popatrzyły po sobie. "Głupek jakiś" - mówił wyraz ich twarzy.

- No, pielgrzymka do Częstochowy niedługo będzie i my zbieramy na pielgrzymów. Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów. - kiwając zachęcająco głową powiedziała wysoka i chuda.

- Dobrze, przekażę, że panie były. - próbuję, a nuż sobie pójdą.

- A to nie lepiej od razu dać? Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów, może nam pan wierzyć. A my już drugi raz tędy nie będziemy szły. Trzeba będzie zanieść pieniądze na parafię.

- ... - zatkało mnie.

- Pan Sz. zawsze daje na pielgrzymów - zagdakała niska.

- Przykro mi, ale JA nie daję na pielgrzymów. Do widzenia.

***

- Kto to był? - zapytał ojciec.

- Jakieś dwa mohery zbierały pieniądze na pielgrzymów. Powiedziałem, że cię nie ma.

- Trzeba było dać chociaż dziesiątkę. Teraz będę musiał zanieść pieniądze na parafię.

1 komentarz: