14 kwietnia 2008

Po drugiej stronie

Coraz trudniej odróżnić mi sen od jawy. Fakty mieszają się z rojeniami. Wspomnienia tracą ostrość. Nie wiem, co jest prawdą. Nie wiem, co wydarzyło się w rzeczywistości, co było tylko snem.

Siedzę na łóżku patrząc w swoje lustrzane odbicie. Patrzę i wiem, że nie śpię. Że nie śnię. Po drugiej stronie nie ma luster.

Boję się zasypiać. Boję się zagubić w sobie. Boję się, że kiedyś uznam jawę za sen. I boję się tego, co mógłbym wtedy zrobić.

Odwlekam jak najdłużej moment zaśnięcia. Siedzę na łóżku i patrzę w swoje odbicie. Ja jestem tutaj, tam jest mój obraz. Jestem.

Staram się zapamiętać każdy szczegół, którego brak pomógłby mi rozpoznać ułudę. Przyglądam się rysunkom na ścianach. Zapamiętuję kolejność książek na półkach i ustawienie mebli. Wpatruję się w swoją twarz po drugiej stronie pokoju.

Z nocy na noc sny stają się coraz bardziej realne. Pamiętam każdy ich szczegół. Śnię ludzi i miejsca. Śnię słowa, myśli i uczucia. Czuję dotyk i ból. Sen niemal nie różni się od jawy, po drugiej stronie nie ma tylko luster.

Siedzę na łóżku i czekam, aż zmorzy mnie sen. W końcu zawsze przegrywam z sennością, ale zanim się to stanie siedzę i patrzę w oczy mojemu odbiciu. Nie wiem, dlaczego nigdy nie widziałem lustra we śnie. Nie wiem, co bym w nim zobaczył. Nie chcę wiedzieć. Boję się.

Pamiętam każdy swój sen, każdą jego chwilę. Szorstkość i chłód ścian mrocznych korytarzy. Zapach i świeżość górskich łąk. Każde słowo i wyraz twarzy widmowych postaci. Sny w snach, szkatułkowe rosyjskie matrioszki, kiedy budzę się i zasypiam wciąż śniąc.

Siedzę na łóżku i patrzę w lustro żeby nie zasnąć. Żeby przetrzymać mdłe otępienie i pierwszą senność, a potem paść ze zmęczenia w kamienny sen bez marzeń, w czarną nicość. Dlatego siedzę na łóżku i patrzę w swoje odbicie, w mętne oczy i zastygłą w półzwierzęcą maskę twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz