14 kwietnia 2008

Rachunek z nieodbytej spowiedzi

Przepraszam.

Jak to czasem trudno powiedzieć. Przyznać się do błędu i wyrazić skruchę. O ile łatwiej jest zmilczeć i udać, że nic się nie stało. Zacisnąć zęby i odwrócić głowę.

Przepraszam.

Jak to czasem zbyt łatwo powiedzieć. Jedno słowo i załatwione. Można uciec od odpowiedzialności, zasłonić się niewiedzą, niezawinioną pomyłką, przypadkiem. O ileż trudniej jest zapobiec. Przemyśleć swoje czyny. Przełamać strach przed podjęciem decyzji. Zmusić się do działania zamiast biernie obserwować.

Przepraszam.

Jakie to smutne słowo. Poprzedza je żal i ból.

Przepraszam.

Jakież radosne słowo. Niesie ze sobą chęć wynagrodzenia krzywd i nadzieję na przebaczenie.

Przepraszam…

Za egotyzm i egocentryzm.
Za nieuzasadnione poczucie wyższości i obojętność.
Za dobieranie sobie do głowy błahostek i lekceważenie istotnych spraw.
Za nikomu niepotrzebną miłość i nieliczenie się z cudzymi uczuciami.
Za łatwość w dołowaniu siebie i innych.

Przepraszam?

Bo żałuję.
Mimo, że to czasem nie wystarczy.
Żeby uspokoić sumienie.
Bo zrozumiałem, że kogoś skrzywdziłem.
Póki nie jest za późno.

Przepraszam.

Choć nie wiem, czy potrafię i chcę się zmienić.
Bo nic innego nie mogę zrobić.
Nawet jeśli nikt tego nie oczekuje.
Za to, że bywam żałosnym błaznem, bo nie potrafię być zimnym skurwielem.

Nie przepraszam tylko za to, że jestem. To naprawdę nie moja wina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz