7 kwietnia 2008

Ulęgałki 2. Patrząc z boku

Popatrz czasem na siebie z boku.
Kiedy jest ci smutno i źle.
Kiedy wzbiera w tobie gniew i czujesz, że zaraz wybuchniesz.
Kiedy obrażasz się, dąsasz i burmuszysz.
Kiedy robisz coś nieprzemyślanego.
Kiedy kogoś krzywdzisz.
Zatrzymaj się na chwilę i popatrz z boku.
Pomyśl, czy naprawdę warto.

* * *

Człowiek. Niby, jaki jest, każdy widzi. Jeśli nie obok, to w lustrze. Poza tym biologia, antropologia, psychologia, socjologia i jeszcze worek innych -logii, -izmów, -nomii, -tyk i -atrii. Brać, wybierać i poznawać.

Zacznijmy od czegoś łatwego.
Człowiek - na boskie podobieństwo stworzony, z ciała i duszy złożony (niektórzy dodatkowo z rozumu). Pan ziemi, nielotny anioł, władca wszystkiego żywego i martwego. Po śmierci nieśmiertelny, za życia idealny (a jak nie, to do kociołka). Pępek świata i jedyny powód jego istnienia.

A może?
Człowiek - bliski krewniak małpy, dość podobny, tyle że ładniejszy (nie wiem, co na to małpy, ale myślę, że widok łysego, nienaturalnie wyprostowanego i paskudnego na twarzy kuzyna, wywołuje u nich co najmniej zdziwienie, jeśli nie obrzydzenie). Dzięki tysiącom lat ewolucji, przypadkowi i niebywałemu szczęściu udało mu się skrzesać ogień, stworzyć cywilizację, naukę, sztukę i mniej więcej kulturę, zasiedlić całą Ziemię, liznąć podróży kosmicznych, zbudować broń nuklearną i sztuczne organy, wybić dodo, mamuty i neandertalczyków (ale w zamian sklonował owcę). W sumie sukces na skalę globalną.

Jeżeli to nie wystarczy, można spojrzeć na człowieka od strony "technicznej".
Człowiek - żywy organizm zbudowany w przeważającej części z białka i wody; wysoce skomplikowana maszyna, reprodukująca się poprzez przekazanie "potomstwu" przetasowanego programu zawartego w DNA dwojga "rodziców" (Ha! Gdybyż to było takie proste! Facet, który wymyślił rozmnażanie płciowe albo nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji albo był wyjątkowo złośliwy. Stawiam swoją skromną wypłatę, że to drugie). Wstępnie ukształtowana maszyna, zwana w tym wczesnym okresie "niemowlęciem", ma niemal do zera ograniczoną mobilność, przez co, jest całkowicie zależna od pomocy z zewnątrz. Otrzymuje ją dzięki głośnym sygnałom dźwiękowym, które uruchamiają w "rodzicach" sprzężenie zwrotne zwane Instynktem Rodzicielskim. Rozwijająca się maszyna z "niemowlęcia" przekształca się w "dziecko", a potem w "nastolatka". W organizmie "nastolatka" uaktywnia się, uśpiony do tej pory, wirus popędu płciowego (zwany też Następstwem Grzechu Pierworodnego. W niektórych religiach stosuje się obrzędy mające za zadanie trwale dezaktywować NGP. Najbardziej znany polega na obmyciu "niemowlęcia" specjalnie przygotowanym płynem. Doświadczalnie stwierdzono skuteczność tego sposobu pod warunkiem, że "niemowlę" zostanie całkowicie zanurzone w płynie co najmniej na 10 minut. Niestety okazuje się, że NGP jest bardzo złośliwy i przed wykasowaniem niszczy swojego nosiciela), który to wirus powoduje łączenie się młodych osobników w pary, zakładanie “rodzin” i płodzenie osobników potomnych. I tak w kółko. Alleluja i do przodu!

A tak naprawdę, to wszystko jest kłamstwem. Rodzimy się nie wiedząc nic o sobie, ani o otaczającym nas świecie. Jedyne co mamy, to niepohamowana ciekawość i złudne świadectwo zmysłów. Tworzymy w głowie własny świat, którego jesteśmy częścią. Inny musi być świat dla daltonisty, niewidomego, czy głuchego. Wszechświat nieśmiałych jest głośny, natarczywy i tłoczny. Kosmos beznogich pełen schodów, stromizn i krawężników nie zauważanych przez innych ludzi. A człowiek? Człowiek jest tylko pyłem w kosmosie, niczym więcej.

* * *

Jadę do domu z Warszawy wynajętym busem. Wracam z całą rodziną z wesela, jest późno w nocy, młodsza siostra i brat śpią na rozłożonych fotelach. Widzę jak siedzący przede mną kierowca sięga po kasetę magnetofonową, obraca ją w dłoni, przygląda się jej i odkłada z powrotem niezdecydowany. Chwilę później znów ją podnosi, znowu obraca w palcach, ale tym razem wkłada do odtwarzacza. Radio milknie. (Cisza mi nie przeszkadza, właściwie wolę ją niż Zetkę czy RMF. Jeżeli ktoś w domu nieopatrznie ustawi radio na którąś z tych stacji natychmiast przełączam na Trójkę, albo wyłączam całkiem odbiornik. “Radio Zet śmierdzi!” mówię. “Jak to śmierdzi? Jak radio może śmierdzieć?” pyta moja mama. “Po prostu. Śmierdzi i tyle” kwituję. Dużo rzeczy śmierdzi. Techno śmierdzi. Polityka śmierdzi. Wstawanie o szóstej rano śmierdzi. Natrętni, irytujący ludzie śmierdzą. Głupota śmierdzi. Muzyka, którą puszczają w radiu też najczęściej śmierdzi. Bardzo wygodne określenie.) Magnetofon rusza, leciutko skrzypiąc. “Serca dwa, serduszka małe dwa!” W pierwszej chwili, zaskoczony, parskam śmiechem. Kto dziś jeszcze słucha disco polo? Myślałem, że to coś wyginęło lata temu. “Czumbała, czumbała, czumbała, czumbała, czumbała, czum bałałajka!” Drugi brat zwija się na fotelu obok, usiłuje nie wybuchnąć śmiechem na głos i mruga do mnie szelmowsko. Zastanawiam się czy nie poprosić kierowcy o włączenie z powrotem radia, choćby to nawet był RMF. Pewnie się nie zgodzi, a na pewno się obrazi. Może ta muzyka go relaksuje? Przestaje myśleć o czymkolwiek i skupia się na drodze? “Franka, Franka, powiedzże Frania: Co nam przyjdzie z tego kochania? Ło je je je!” Keyboard rulez! Nie wiem, czy wszyscy ludzie mają w mózgu Ośrodek Odróżniający Dobrą Muzykę Ode Złej, ja mam go na pewno. Odczułem to wyraźnie kiedy mój OODMOZ zaczął piszczeć z bólu i błagać o litość. “Jedna baba drugiej babie wsadziła do oka grabie!” Po delikatnym, bezpłciowym głosie sądząc “wokalista” idealnie nadawałby się do kapeli kleryków “Tobie Boże wznosim pienia”. Zaczynam wymyślać tortury jakim poddam kierowcę, jeżeli zaraz nie wyłączy muzyki. Nagle: cisza! Skończyła się kaseta. Rozluźniam napięte mięśnie. Rozwieram zaciśnięte szczęki. Serce powoli wraca do normalnego rytmu. Oddycham z ulgą... Kierowca wyciąga jedną kasetę i wkłada następną. “The best of Tercet Egzotyczny”. Słyszę pierwsze dźwięki “Pamelo żegnaj”.

* * *

- O Jezu, Jezu! Za co to wszystko!? Czym sobie zasłużyłam?!

Siedziałem sobie spokojnie na ławce i czytałem książkę, kiedy podeszła do mnie rozczochrana, siwa kobieta w przykusej, czerwonej sukience. Podeszła i bez uprzedzenia zaczęła wylewać na mnie swoje żale. W pierwszej chwili pomyślałem, że będzie chciała pieniędzy. Ostatnio mam takie szczęście, że ilekroć wyściubię nos poza Szczucin, spotykam przynajmniej jednego żula pragnącego wymienić historię swojego życia na flaszkę wina. Nie mam pojęcia, dlaczego spośród wszystkich osób czekających na przystanku, peronie, czy idących ulicą zawsze wybierają mnie. Łajzowaty, dobrotliwy wygląd? Jakieś fluidy unoszące się w powietrzu dookoła mnie? Nie wiem, naprawdę.

- Jestem zdruzgotana tym wszystkim! Rany boskie, siedemnaście lat. Już nie wiem czy się ziemi chwytać, czy powietrza. I czy to trzeba czekać na ludzką śmierć!? I jeszcze papierosy palę! - odrzuciła ze wstrętem wypalonego do połowy filtra peta. - Piętnaście lat nie paliłam i teraz zapaliłam...

Mówiła niby do mnie, ale tak jakby obok. Patrzyła w punkt oddalony o jakiś metr od mojej głowy. Nie bełkotała i nie wyglądała na pijaną. Nie rozumiałem o co jej chodzi, ani co takiego się stało, ale wolałem się nie dopytywać. Gdyby zauważyła, że zwróciłem na nią uwagę, mogłaby uznać, że chcę wysłuchać jej do końca i ze szczegółami, a ja nie miałem ochoty na bawienie się w psychoterapeutę.

- O Boże! Boże... coś Polskę, przez tak liczne wieki... obdarzał durniami!

Nie spodziewałem się po niej tak trafnej analizy polskiej sceny politycznej. Chociaż równie dobrze mogło jej chodzić o coś zupełnie innego. Nie usłyszałem wyraźnie ostatniego wyrazu, a nie znam słów tej pieśni, więc może słuch spłatał mi figla.

- O Maryjo! Jaki jest sens tego wszystkiego!? Chciałabym już umrzeć... Rozumie mnie pan!?- wtedy po raz pierwszy spojrzała wprost na mnie. W jej oczach zobaczyłem autentyczne łzy rozpaczy. Nie odpowiedziałem ani słowem. Po chwili spytała: - Nie gniewa się pan na mnie?

- Nie, nie – bąknąłem. Kobieta stała jeszcze chwilę w milczeniu przede mną i odeszła.

Jestem zły i nieczuły. Chwilę później notowałem pośpiesznie słowa kobiety, póki jeszcze tkwiły mi wyraźnie w pamięci. Niby nic, wydarzenie bez znaczenia. Zapisuję je, bo nie rozumiałem. Może zrozumiem później, może ktoś inny zrozumie.

* * *

Książkę trudno jest kupić. Nie dlatego, że książek nie ma w księgarniach. Po prostu są ważniejsze rzeczy, na które potrzebne są pieniądze. Książka kosztuje kilkadziesiąt złotych, jest droga. Książka jest nieprzydatna, bo ubranie z książki nie jest trwałe, a obiad niesmaczny. Książkę można kupić używaną, jedzenia nie. Książkę można pożyczyć w bibliotece za darmo. Książki czyta się najwyżej kilkanaście razy, a potem tylko zajmuje miejsce na półce. Nawet jeśli się przeczyta książkę, to i tak wszystko się zapomina. Nawet jeżeli się nie zapomni, to na co komu pamiętać, co było w jakiejś książce. Czas poświęcony na czytanie lepiej spędzić aktywnie i pożytecznie. Z czytania książek nie ma pożytku, są tylko wątpliwości. Czytanie książek odrywa od prawdziwego życia. Tylko prawdziwe życie jest prawdziwe. Prawdziwe życie polega na zarabianiu pieniędzy. Pieniądze zarabia się po to żeby móc żyć. Żyje się... żyje się... a na jaką cholerę się żyje!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz